Opublikowano: 12.03.2014 w Blog | Newsletter

Drogie Panie, witajcie na progu lutego. To ponoć "miesiąc zakochanych", ale do mnie Walentynki zupełnie nie trafiają... Jak ktoś kocha, to przecież okazuje to na co dzień i nie jest mu potrzebne do tego żadne święto. I robi to na różne sposoby, o czym pisałam jakiś czas na moim blogu. O „językach miłości”, związkach i tym, co ma wpływ na to, żeby były szczęśliwe, rozmawiałyśmy też podczas naszego ostatniego "Kobietnika".

Wniosków z tego spotkania było wiele, m.in. takie, że:

  • "bez pracy nie ma kołaczy" i na to szczęście w związku trzeba sobie zapracować (niby takie oczywiste :)),
  • że jako istoty generalnie bardziej emocjonalne, empatyczne możemy wiele rzeczy pokazywać, uświadamiać mężczyznom budując z nimi relacje,
  • no i że, aby być szczęśliwą w związku, najpierw trzeba zacząć od relacji z samą sobą, bo ona jest punktem wyjścia do każdej relacji w naszym życiu.

A było ich znacznie więcej i dużo by jeszcze można pisać o tym, co jest potrzebne w związku, żeby było w nim jak najlepiej. Jedna rzecz wydaje mi się szczególnie ważna i ostatnio mocno jej doświadczam w swoim życiu, w którym nie brakuje klasycznych „górek” i „dołków”... W tym wszystkim, w tych różnych emocjach i stanach, nie jestem sama. Mam to szczęście, że zawsze mogę liczyć na wsparcie mojego Męża i nieraz naprawdę jestem godna podziwu dla tego, ile cierpliwości i wyrozumiałości ma dla mnie.... Bo a to nerwy mnie poniosą, a to czasem sobie na coś ponarzekam, a to przez moment sama nie wiem o co mi chodzi. I gdy coś czuję, przeżywam, myślę – nie ukrywam tego przed nim. Jakiś czas temu, podjęłam to ryzyko bycia przy nim sobą, bo czy bycie prawdziwą, to nie jakiś rodzaj ryzyka? Przecież może nie zrozumieć, wyśmiać, skrytykować, odrzucić, zranić... Masz czasem takie myśli o swoim partnerze/mężu? Czego się obawiasz?A tu chodzi o to, aby się pokazać w pełni, stanąć przed nim bez „ściemy” i dać mu się odkryć – nie plastikową, nie z maską, ale „z krwi i kości”. Ale żeby na to się zdobyć, trzeba zrobić też jeden krok wcześniej – odważyć się poznawać samą siebie. I zgodzić się na to, kim i jaka jesteś, zaakceptować siebie.

Z własnego doświadczenia wiem, że ta prawda o sobie zawsze trochę boli, bo rozmywa się z naszym idealnym obrazem swojego „ja”, ale też daje wolność, uwalnia do prawdziwego życia.

Na tym nie koniec, jest jeszcze coś – przyjęcie także Jego, takim, jakim jest. Ze wszystkimi, w Twoich oczach, wadami i słabościami, z całym jego pięknem i siłą. Bo w każdym z nas jest i ciemna i jasna strona - one wzajemnie się przenikają. Tacy jesteśmy. Nie pozostaje nic innego, jak tylko zgodzić się na to i być sobą w pełni, prawdziwym, z całym naszym „bagażem”.

Co dla Ciebie jest tym "bagażem" w związku - Twoim i Twojego partnera?
Co jest tą najbardziej "jasną stroną" każdego z Was?

Nikt nie jest doskonały. Gdy dasz sobie zgodę na to, że wcale nie musisz być idealna, nie musisz koniecznie spełniać oczekiwań wszystkich ludzi naokoło, także Twojego partnera, nagle otworzy się w Tobie przestrzeń akceptacji i Miłości dla samej siebie i dla innych.

Prawdziwość, czy jak kto woli, bycie autentyczność, bo właśnie o tym starałam się napisać powyżej, to dla mnie ten kolejny, bardzo ważny składnik udanego związku. Bez niego, nie wyobrażam sobie "bycia" razem.

A i tak, pamiętajmy o tym, że ostatecznie, wszystko zaczyna i kończy się na nas. Nikt nie może nas uszczęśliwić, jeśli najpierw same w sobie nie będziemy szczęśliwe.
Dopiero potem możliwe jest szczęście w związku, które jest nagrodą dla tych, którzy odważyli się być prawdziwi i przyznali się przed sobą, że każdego dnia uczą się kochać. Wiadomo, wychodzi to różnie, ale wierzę głęboko w to, że wciąż warto próbować.

Zacznijmy więc, moje Panie, od siebie.

Miłość i szczęście przyjdą, gdy najpierw zagoszczą w nas.

Z ciepłymi pozdrowieniami,

Anna Kosińska