
Spotykam je wszędzie.
W sklepach, na ulicach, w moim domu i gabinecie. Są w wielkich korporacjach, w małych firmach i w domowych zaciszach. Różni je wiek, wykształcenie, wykonywany zawód, wygląd, styl życia – czasem bardzo wiele. Studiują, pracują, szukają pracy albo rozkręcają swój biznes. To żony, narzeczone, singielki, mamy oczekujące narodzin dziecka i te, które już mają swoją gromadkę.
Każdego dnia podejmują się przeróżnych zdań, mają swoje obowiązki, dokonują wyborów. Sięgają po nowe wyzwania, wykonują setki drobnych, prostych czynności, a czasem, rzeczy z pozoru niemożliwe.
Starają się łączyć w życiu różne role, chcą być dobrymi partnerkami, dzielnie walczą o swoje związki. Pracują, próbują wiązać koniec z końcem, opiekują się swoimi dziećmi albo rodzicami.
Owszem, mają swoje lepsze i gorsze chwile, sukcesy i porażki. Mają swoje emocje, tak często nieokiełznane, wypowiadają słowa, których potem żałują, robią coś, czego potem się wstydzą. Nie zawsze wszystko im wychodzi, nie zawsze pięknie wyglądają, na pewno nie są idealne.
To moje bohaterki codzienności. Zwyczajne-niezwyczajne kobiety, które na pierwszy rzut oka w niczym się nie wyróżniają. A jednak, od każdej z nich bije wewnętrzne piękno i siła, choć im samym, nieraz tak trudno w to uwierzyć. Potrafią być dla siebie najgorszymi oskarżycielami i surowymi krytykami, wytykającymi sobie najdrobniejsze potknięcia. Wydaje im się, że nie robią nic wielkiego i mało osiągnęły w życiu. Potrafią naprawdę mocno sobie „dokopać”.
Proszę Cię, spójrz teraz w lustro. Kogo tam widzisz?
Dla mnie jesteś bohaterką.