Opublikowano: 02.11.2015 w Blog | Newsletter

Witaj,
na początek garść najważniejszych wieści ode mnie :).
Moja książka "W poczuciu własnej wartości. Zbuduj swoją wewnętrzną siłę" jest już w druku i do końca września powinnam otrzymać przesyłkę w postaci wielkiej palety ze świeżutkimi egzemplarzami. A tymczasem, już można zakupić ją w przedsprzedaży. Jestem podekscytowana, trochę oszołomiona i co tu dużo pisać – bardzo się cieszę, że nareszcie nadejdzie ten moment! :)
Mojej Córce Marysia rosną dwa pierwsze ząbki, już prawie sama siedzi i wprost nie może oderwać od nas oczu, gdy cokolwiek jemy (sama już niebawem zakosztuje innego pokarmu niż mamine mleko :)).

Książka zaprzątała i zaprząta moją głowę od momentu, kiedy Kamila Kozioł zadzwoniła do mnie w październiku 2014 z propozycją, żebym napisała ją wraz z nią. Byłam wtedy w pierwszych tygodniach ciąży, czułam się nie najlepiej i nawet w moich wyobrażeniach nie zrodził się nigdy pomysł, żeby napisać książkę. Aż do tego momentu… Po rozważeniu za i przeciw, i posłuchaniu swojej intuicji zadzwoniłam do Kamili i powiedziałam: „Tak, wchodzę w to”. No i zaczął się czas rodzenia się wizji naszej książki, wielu rozmów o niej, „burz mózgów” i gorących dyskusji. W pewnym momencie, gdy jej kształt wyraźnie wyjawił się przed naszymi oczami, chwyciłyśmy pióra, a raczej laptopy i rozpoczęło się pisanie, które trwało mniej więcej do marca. A potem nastał  czas kilku miesięcy prac redakcyjnych, korektorskich i graficznych i nie powiem, żeby to był łatwy etap pracy nad książką.

Po tych kilku miesiącach intensywnej pracy nad moim książkowym „dzieckiem”, nachodzi mnie szereg refleksji, co dał mi ten czas, czego się nauczyłam i kim stałam się dzięki niemu. Chcę dziś podzielić się z Tobą niektórymi z nich:

Po pierwsze – wiele rzeczy tylko na początku wydaje się trudnych i poza naszym zasięgiem. Wyobrażamy sobie je jako coś niezwykle ciężkiego do ugryzienia, przekraczającego nasze możliwości.  Dla mnie to było właśnie napisanie książki. Teraz jestem przekonana i wierzę w to, że każdy, kto ma coś czym chce podzielić się z innymi, kto ma coś do przekazania, może stworzyć własną książkę.

Po drugie – najtrudniej jest zacząć i zrobić pierwszy krok na drodze do realizacji swojego zamiaru. Wiem, że to banał, ale czemu w takim razie, wiedząc o tym, cały czas nam się to przytrafia? Ja też to niejednokrotnie przerabiałam i były takie dni, że tak trudno było mi napisać choć jedno zdanie. I znów mało odkrywcze, ale prawdziwe: jak już ruszyłam z miejsca, to dalej jakoś szło.

Po trzecie – zawsze znajdzie się jakieś „ale”, żeby nie zrealizować swojego pragnienia i nie rozpocząć działania. Moje „ale” bombardowały mnie nieraz, no bo przecież: dziś nie mam weny, siły, energii, polotu, itd.; jest tyle rzeczy do zrobienia w domu; jestem zmęczona/senna/osłabiona i lepiej najpierw odpocząć.

Po czwarte (co wiąże się z „Po trzecie”) – jest szereg osób, zadań i działań, które koncentrują naszą uwagę i są dla nas ważne, jak w moim przypadku: Dziecko do utulenia i nakarmienia, z Mężem albo Przyjaciółką trzeba pogadać, dom do posprzątania, kwiaty do posadzenia, obiad do ugotowania, itd., itp. Tu kłania się po raz kolejny kwestia ustalania priorytetów i pytanie, które trzeba sobie nieustannie zadawać, zaglądając przy tym do swojego serca: „Co jest dla mnie teraz tak naprawdę ważne i dlaczego?”.

Po piąte – podczas powstawania książki nie brakowało trudniejszych momentów, jak choćby ten, gdy właśnie ją domykałyśmy, a ja na dniach spodziewałam się rozwiązania. Na szczęście, Marysia zechciała chwilę poczekać :) (a niedawno Kamila też urodziła Córeczkę – jak widać, płodny to dla nas był czas ;)) Były różne zawirowania i pewne przeszkody w trakcie dalszych prac nad książką, miewałam też chwile zwątpienia i spadku motywacji. Teraz, z perspektywy czasu, widzę jeszcze wyraźniej, jak wiele nauczyły mnie te gorsze momenty i po co mi to wszystko było. A i łatwiej jest docenć to, co przyszło z pewnym wysiłkiem i wymagało pokonania trudności.

Po szóste – jak usłyszałam kiedyś: „good is good enough” – dobre jest wystarczająco dobre. Jak już coś działa, jest ok, na akceptowalnym poziomie, to po co w nieskończoność to ulepszać i poprawiać? W którymś momencie trzeba porzucić swój perfekcjonizm i powiedzieć sobie: „Ok, tak jest dobrze, koniec z ciągłym udoskonalaniem”.

I po siódme - zrobiłam to. Napisałam książkę. Po wysłuchaniu wielu głosów mojego wewnętrznego krytyka i spotkaniu się z moimi obawami i wątpliwościami, podjęłam to wyzwanie i rozpoczęłam działanie.

Kim teraz jestem? Nadal kobietą, żoną, mamą, life coachem, trenerem, psychologiem, choć to tak naprawdę, moje życiowe role. Dorzucę teraz do tego jeszcze: współautorką książki. Może teraz, jeszcze bardziej niż kiedyś – sobą, bo w tej książce jest duży kawałek mnie i jest ona moim autentycznym przekazem z serca dla każdej kobiety.

Przypatrz się na koniec jakiemuś wyzwaniu, zadaniu, celowi, które przed Tobą stoi w najbliższym czasie. Co to jest?
Dlaczego tego chcesz? A dlaczego nie?
Czemu to jest dla Ciebie ważne?
Jak to może wpłynąć na życie Twoje i innych ludzi?
Co szepcze Ci do ucha Twój wewnętrzny krytyk?
Jakie „ale” widzisz w sobie i dookoła?
Co mówi Ci Twoja głowa, a co podpowiada Twoje serce i intuicja?
Kim możesz się stać, jak to zrobisz?

Jak napisałam w rozdziale „W poszukiwaniu sensu”:
„Świat jest pełen możliwości i zaproszeń do tego, abyś wniosła do niego coś od siebie. Wielu ludzi potrzebuje właśnie tego, co masz w sobie tylko Ty. Można powiedzieć, że masz unikalny głos – nie ma przecież dwóch osób na świecie z głosem o takim samym tembrze, tonie, barwie, brzmieniu. Możesz nim wyśpiewać swoją własną pieśń, którą usłyszą inni i która wniesie coś wartościowego do ich życia. Tylko Ty znasz jej melodię i słowa i tylko Ty możesz przekazać ją światu. Jeśli Ty tego nie zrobisz, nikt tego za Ciebie nie zrobi. Co zatem zrobisz, aby świat usłyszał Twoją pieśń?”

Teraz kolej na Twoją pieśń. Daj się usłyszeć.