Witaj,
gdy wczoraj pisałam te słowa, siedziałam w swoim gabinecie, a do wnętrza wpadały promienie (czyżby nareszcie wiosennego?) słońca.
Wróciłam właśnie z kolejnego zjazdu w mojej Szkole Psychoterapii Gestalt w Krakowie – zadowolona, wypełniona emocjami i myślami i… zmęczona. :) Odpoczywam więc, staram się dbać o siebie i być wyrozumiała dla tego, co dzieje się teraz we mnie. A dzieje się naprawdę sporo…
Jestem teraz jakoś mocno przy takich zdaniach, jak: „Ty jesteś…” – i tu może nastąpić cała gama przeróżnych ocen, jak choćby:
niekonsekwentna
nieuważna
nieodpowiedzialna
zbyt delikatna
zbyt agresywna
użalająca się nad sobą
zbyt nieśmiała
za odważna…
Takie oceny, pozwolę sobie na generalizację, serwujemy sobie i innym, codziennie. Ocenianie, jako pewien mechanizm, jest automatyczne (m.in. jako efekt naszego wychowania i socjalizacji), ale to nie znaczy, że nie można nad nim zapanować. Większość z naszych osądów pozostaje tylko (albo aż) w naszych głowach, ale są też takie, które wychodzą z naszych ust. I zdarza się, że zaczepiają, kąsają, ranią innych. Czasem też otwierają na coś oczy i dają do myślenia, to jasne. Tylko czy potrzeba uciekać się do ocen, aby osiągnąć ten cel? Aby powiedzieć komuś, co myślimy/czujemy w związku z nim/nią? W moim przekonaniu, nie jest to konieczne, a negatywne skutki oceniania bywają bardzo dotkliwe i destrukcyjne. Dlaczego?
Pierwsze, co mi się pojawia:
Bo ocenianie szufladkuje, etykietuje, stygmatyzuje.
Bo bardziej dystansuje i stwarza podziały, zamiast zbliżać.
Bo zamyka drogę do autentycznego kontaktu opartego na otwartym wyrażaniu swoich uczuć i myśli.
Bo jest przeszkodą na drodze do miłości drugiego, która wiedzie przez akceptację… - jak powiedziała Matka Teresa z Kalkuty: “Gdy oceniasz ludzi, nie masz czasu ich kochać”.
Co jeszcze byś dodała od siebie?
I to tyczy się zarówno oceniania innych, jak i siebie, a wiele z nas potrafi być swoimi największymi krytykami…
Naprawdę, można wszystko powiedzieć, ale ważne jest to, ile wkładamy w nasz przekaz miłości, czy chociażby serdeczności, życzliwości wobec drugiego człowieka Nasza ocena drugiego to nigdy prawda absolutna, ale nasz jego/jej odbiór, na który ogromny wpływ mają wcześniejsze doświadczenia, zranienia, mechanizmy radzenia sobie w kontakcie z innymi (jak np. projekcje), czy jakieś nasze uprzedzenia. Gdy, zwłaszcza w dzieciństwie, byliśmy oceniani, krytykowani, mamy dużo większą skłonność, aby powielać taki sposób reagowania w swoim dorosłym życiu.
Jakże często jest też tak, że to, co trudno nam zaakceptować u drugiego człowieka, jest bezpośrednio związane z tym, z czym same mamy problem u siebie albo u kogoś z kim pozostajemy/pozostawaliśmy w znaczącej dla nas relacji. Brzmi całkiem realnie, prawda? A ileż to razy oceniamy wtedy, gdy doświadczamy napięcia i nieraz zupełnie nieświadomie, chcemy je z siebie spuścić i ulżyć sobie kosztem innych? Ważny jest więc cel, w jakim otwieramy usta, na które ciśnie nam się ocena. Po co chcesz ją wypowiedzieć? Ona ma komuś jakoś posłużyć, czy może zwyczajnie chcesz tej osobie dopiec? To będzie bardziej informacja o tej osobie, czy może o Tobie? Przy kolejnej pokusie oceniania, zatrzymaj się więc chwilkę nad tym, dlaczego chcesz kogoś ocenić i po co.
Czy jest jakaś inna droga niż ocenianie? Ta najbliższa mi, której cały czas się uczę, to bezpośrednia komunikacja, w której daję innym informację zwrotną bez oceniania (na bazie Porozumienia bez Przemocy). Jej elementami są:
Konkretne zachowanie/reakcja drugiej osoby (na poziomie faktów, obserwacji), np. „Widzę, że nie patrzysz na mnie, jak do Ciebie mówię i rozglądasz się na boki.”
Moje uczucia, np. „Czuję się tym zaniepokojona/poirytowana.”
Moje potrzeby, np. „Bo potrzebuję powiedzieć Ci o czymś dla mnie ważnym i zależy mi, abyś mnie wysłuchała.”
Wyrażenie prośby, np. „Mam do Ciebie prośbę, abyś powiedziała mi, jak odbierasz to, co mówię i dała mi znać, jeśli ta rozmowa przestanie być dla Ciebie ciekawa, ok?” Te z Was, które chcą dowiedzieć się czegoś więcej o tym, jak mówić, aby nie oceniać, a przekazywać informację zwrotną, odsyłam jak zwykle do książek Marshalla Rosenberga w temacie Porozumienia bez Przemocy. To już chyba po raz któryś piszę Wam o PbP - po angielsku NVC (Non-Violent Communication). Myślę sobie o tej drodze nie jak o jakiejś metodzie, technice, ale decyzji i postawie, którą każda z nas może wybrać.
I ja i Ty, w każdej chwili, zarówno w stosunku do innych, jak i do siebie, możemy zatrzymać się i świadomie zdecydować: wypowiadam swoje oceny/osądy, czy też daję konkretny komunikat, który, choć niekoniecznie łatwy do przyjęcia, może wzmocnić relację z drugą osobą, uświadomić jej coś ważnego, stworzyć jej szansę usłyszenia i odpowiedzi na nasze potrzeby. Oczywiście, to wymaga więcej wysiłku i uważności, ale codziennie upewniam się w tym, jakie to ważne i jak warto o to zadbać…
Na koniec, chciałam podzielić się z Tobą wierszem:
“Jesteśmy opuszczeni jak zabłąkane dzieci w lesie. Kiedy stoisz przede mną i patrzysz na mnie, co wiesz o moich bólach i co ja wiem o twoich? A gdybym padł przed tobą na kolana i płakał, i opowiadał, co wiedziałbyś o mnie więcej niż o piekle, które ktoś określił ci jako gorące i straszne? Już dlatego my ludzie powinniśmy stać naprzeciw siebie tak zamyśleni i współczujący, jak przed wejściem do piekła”.
Franz Kafka - List do Oskara Pollaka (tłum. G. Herling-Grudziński)