
Piękna była ta moja tegoroczna majówka. Bo bez planu, bez spinania się, że gdzieś muszę jechać, coś zobaczyć, z kimś się spotkać. Wszystko jakoś samo działo się, spontanicznie pojawiało się i było. Byłam i ja. Na rowerze, przy posiłku z Bliskimi, na trawie z Córką. Z książką, pędzlem, łopatą, czy z mopem w dłoniach, albo na upragnionych gofrach z bitą śmietaną i truskawkami. :)
I w momencie kulminacyjnym mojej majówki, czyli leżąc na trawie pod drzewem i patrząc w niebo. Z dala od wszystkich rozpraszaczy i zagłuszaczy, komórek, laptopów, Internetów, facebooków... Tak, jak lubię. Sama, w ciszy, pośród natury.
I nagle czuję mocniej, że oddycham, że moje serce bije, że słyszę, czuję zapachy, widzę kolory i kształty. Budzą się we mnie emocje, głowa zaczyna tworzyć obrazy i pomysły. Moje ciało jest odprężone, a ja po prostu obserwuję i JESTEM. Wsłuchuję się w siebie i dochodzą do mnie odpowiedzi na pytania, które mnie teraz nurtują. Napełniam swoje zbiorniki miłości, troski i empatii, abym mogła dać je innym.
Dla mnie takie chwile są jak tlen. Walczę codziennie o to, aby pośród wielu działań zatrzymywać się i bardziej niż robić, spieszyć się, odhaczać zadania z listy - zwyczajnie BYĆ. Tu i teraz. Ze sobą. Z innymi. Z tym co jest.
A Ty kiedy ostatnio dałaś sobie czas/zgodę na to, aby pobyć tylko ze sobą i nie robić zupełnie nic?