Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że już trochę jestem na tym świecie, a jak dotąd, nie słuchałam ich muzyki. Gdy leciała gdzieś w radio albo na imprezie to tak, ale nigdy jakoś specjalnie jej nie poznawałam. Aż do dnia, w którym obejrzałam film Bohemian Rhapsody i zachwyciła mnie muzyka Queen z jej gitarowym brzmieniem, łączeniem stylów i gatunków, niesamowitym głosem Freddiego Mercurego.
Ten film jest w dużej mierze opowieścią o jego życiu. Nie znałam losów Freddiego, ale jego filmowy obraz zrobił na mnie niemałe wrażenie. Wyszłam z kina poruszona, zainspirowana, ożywiona i wciąż przyglądam się, co za tym stoi… Na pewno porywająca, energetyczna muzyka, ale nie tylko. Było w tym filmie coś znacznie ważniejszego, głębszego, porywającego… Freddie właśnie i jego historia.
W filmie ukazany został jako ktoś, kto za wszelką cenę stara się być sobą, żyć swoim życiem i robić w nim to, do czego został stworzony, czyli bycie artystą, który spełnia ludzkie pragnienia. Bezkompromisowy, odważny, pełen pasji, sięgający po to, czego chce. Na swojej drodze, odniosłam takie wrażenie, kroczący ku mistrzostwu, doskonałości w swojej twórczości. W relacjach z ludźmi autentyczny i bezpośredni, dla niektórych na pewno przekraczający różne granice. W głębi duszy wrażliwy i samotny - poszukiwał miłości i przyjaźni przez całe swoje życie. Myślę, że poszukiwał też siebie i uczył się kochać samego siebie - aż do końca.
Ciekawa jestem, jaki był naprawdę… Bo, że ruszał się i wyglądał świetnie, nie mam ani cienia wątpliwości. :) Jego filmowa historia pozostawiła we mnie wiele myśli i masę emocji, które pracowały we mnie przez dłuższy czas… Zobaczcie i doświadczcie tego same/sami - bardzo polecam.