Za ten wpis zabierałam się chyba od dwóch miesięcy, jak przystało na zajętą mamę, żonę, panię domu, do tego kobietę pracującą także poza domem. ;) Jako, że dziś udało mi się wstać przed domownikami i złapać spokojną chwilę - siadam do laptopa i czym prędzej piszę. A chciałam podzielić się z Tobą filmem, który obejrzałam jakiś czas temu - „Tully” (zwiastun). W roli głównej Charlize Theron (dla mnie uosobienie kobiecości - uwielbiam na nią patrzeć), jako mama dwójki dzieci, z trzecim pod sercem. Zmęczona, sfrustrowana, znerwicowana, decyduje się na skorzystanie z pomocy niani, która wspiera ją w nocnej opiece nad niemowlakiem - usypia, kołysze, podaje do karmienia, itd. Pomiędzy główną bohaterką - Tully, a nianią, tworzy się bliższa więź, coś zaczyna zmieniać się zarówno w niej samej, jak i w jej relacjach z rodziną. I mogłoby się wydawać, że to tylko taka opowiastka o przeciążonej mamie trójki małych dzieci, ale w rzeczywistości tak nie jest… To opowieść o kobiecie, która poszukuje siebie, na nowo odkrywa co jest dla niej ważne, czego pragnie, za czym tęskni. Która powraca do dawnej siebie, aby odnaleźć siebie w teraźniejszości, choć nie jest to podróż łatwa i bezbolesna… Ale na pewno, niosąca nadzieję na przyszłość - w zgodzie z tym, kim Tully jest teraz.