II edycja warsztatu "W drodze do siebie" w Artystyce!
W połowie czerwca odbędzie się druga edycja warsztatów “W drodze do siebie”! :) Po ubiegłorocznym spotkaniu, które wspominam z wdzięcznością i wzruszeniem, czekam na to bardzo, bardzo! Tym bardziej, że miejsce to samo - idealne do zatrzymania się, spotkania ze sobą, nakarmienia ciała i ducha, czyli “Artystyka” w Górach Bystrzyckich. Zapraszam ❤️
„Jest na świecie za dużo samotnych ludzi, którzy boją się wykonać pierwszy krok”
Co jakiś czas możecie znaleźć tutaj jakiś wpis dotyczący filmu i tak też będzie tym razem. Filmy, odkąd pamiętam, towarzyszą mi w życiu i wierzę w to, że wiele z nich ma przemieniającą, terapeutyczną moc. Na „Green Book” wybrałam się zachęcona jego opisem i trailerem, a moja chęć zobaczenia tego filmu jeszcze się zwiększyła, gdy przeczytałam jego świetną recenzję. Poszłam więc, któregoś piątkowego poranka, w ramach małżeńskiej randki.
„Portret kobiecy”
Musi być do wyboru,
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.
Wisława Szymborska, „Portret kobiecy”
O dbaniu o związek...
“Dbanie o związek nie może mieć w sobie znamion zmuszania się. Bo nic nie pomogą rzeczy robione na siłę. Wspaniały, już niestety nieżyjący, terapeuta Andrzej Wiśniewski powiedział takie piękne zdanie: “W domu, w którym ludzie się kochają, naczynia same się zmywają”. To oczywiście przenośnia, ale idealnie pokazuje, co jest istotą mądrego, zdrowego dbania o związek. To nie powinien być żaden przymus, to nie powinny być żadne werbalizowane targi: “Zrobię to, jak ty zrobisz tamto”. […]
Na koniec 2018 roku...
Bohemian Rhapsody
Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że już trochę jestem na tym świecie, a jak dotąd, nie słuchałam ich muzyki. Gdy leciała gdzieś w radio albo na imprezie to tak, ale nigdy jakoś specjalnie jej nie poznawałam. Aż do dnia, w którym obejrzałam film Bohemian Rhapsody i zachwyciła mnie muzyka Queen z jej gitarowym brzmieniem, łączeniem stylów i gatunków, niesamowitym głosem Freddiego Mercurego.
Ten film jest w dużej mierze opowieścią o jego życiu. Nie znałam losów Freddiego, ale jego filmowy obraz zrobił na mnie niemałe wrażenie. Wyszłam z kina poruszona, zainspirowana, ożywiona i wciąż przyglądam się, co za tym stoi… Na pewno porywająca, energetyczna muzyka, ale nie tylko. Było w tym filmie coś znacznie ważniejszego, głębszego, porywającego… Freddie właśnie i jego historia.
W filmie ukazany został jako ktoś, kto za wszelką cenę stara się być sobą, żyć swoim życiem i robić w nim to, do czego został stworzony, czyli bycie artystą, który spełnia ludzkie pragnienia. Bezkompromisowy, odważny, pełen pasji, sięgający po to, czego chce. Na swojej drodze, odniosłam takie wrażenie, kroczący ku mistrzostwu, doskonałości w swojej twórczości. W relacjach z ludźmi autentyczny i bezpośredni, dla niektórych na pewno przekraczający różne granice. W głębi duszy wrażliwy i samotny - poszukiwał miłości i przyjaźni przez całe swoje życie. Myślę, że poszukiwał też siebie i uczył się kochać samego siebie - aż do końca.
Ciekawa jestem, jaki był naprawdę… Bo, że ruszał się i wyglądał świetnie, nie mam ani cienia wątpliwości. :) Jego filmowa historia pozostawiła we mnie wiele myśli i masę emocji, które pracowały we mnie przez dłuższy czas… Zobaczcie i doświadczcie tego same/sami - bardzo polecam.
Po filmie "7 uczuć" Koterskiego
Już dawno żaden film tak bardzo mnie nie poruszył, jak „7 uczuć” Koterskiego. Były na nim momenty, gdy śmiałam się z komizmu scen i dialogów, które widziałam. Na których przypominałam sobie, jak wyglądało moje dzieciństwo i pierwsze lata szkolne. Były i takie, na których płakałam ze smutku, bólu, bezsilności, gdy czułam złość…